(Deutsche Version unten)
Grażyna Kania
Przez większość mojego życia nie byłam w stanie wypowiedzieć tych dwóch słów bez zażenowania. Tożsamość i duma narodowa były dla nie absolutnie obce. Dziś, z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że większość mojego życia nie byłam świadoma znaczenia tych dwóch słów: jestem Polką. To znaczy kim?
Moja podróż wokół tożsamości narodowej rozpoczęła się wraz z opuszczeniem kraju. Dystans geograficzny i kulturowy umożliwił mi spojrzeć na siebie i kraj z jakiego pochodzę z zupełnie innej perspektywy.
Najpierw pojawił się wstyd i kompleksy – postawa ta nie była bynajmniej spowodowana ekonomiczną sytuacją Polski w tym czasie. Nie. Tu chodziło o coś o wiele głębszego. O postrzeganie świata z pozycji ofiary. Ten sposób parzenia na świat był mi wpajany przez kilkanaście lat w szkole, liceum, na studiach, w domu i na ulicy: „Polska ofiarą hitleryzmu i stalinizmu.” „Polska ofiarą zaborów”. „Polska Chrystusem narodów.” Dopiero po zamieszkaniu w Niemczech, dokładnie rzecz ujmując na Berlińskim Kreuzbergu, gdzie spotkałam się z tolerancyjnym, otwartym i zróżnicowanym społeczeństwem, ze jego wszystkimi wadami i zaletami, zrozumiałam, jak bardzo byłam przesiąknięta nie tylko polskim antysemityzmem, homofobią, szowinizmem, ksenofobią ale przede wszystkim właśnie poczuciem bycia ofiarą. I nie jest to postawa pasywna i pokojowa. Wręcz przeciwnie – ta postawa roszczeniowa i agresywna, która pozwala w imieniu rzeczywistych i domniemanych krzywd dokonywać selekcji na wrogów i przyjaciół, wskazywać palcem i żądać przeprosin – zasadnie czy też nie. Ofiara nie musi niczego zmieniać, analizować, przewartościowywać. Ofiara tkwi w swoim sosie i obmyśla plan zemsty, a wszelkie działania krytykujące tę postawę uznawane są przez nią z góry za bezczelny atak:
Punkt pierwszy: Ofiara ma zawsze rację.
Punkt drugi: Jeśli ofiara nie ma racji – patrz punkt pierwszy.
To nie jest żart.
Z tej perspektywy ogromnym wzbogaceniem było dla mnie głębsze zapoznanie się z historią Niemiec. A zwłaszcza z czasem po wojnie: podziałem kraju, z ruchem 68’, powstaniem Partii Zielonych, zjednoczeniem Niemiec, historią NRD. Jakże zaimponowała mi przemiana jaką dokonały Niemcy, w sferze tożsamości i świadomości społecznej – jako kraj katów!
Marząc o tym, że przyjdzie czas na taką przemianę po wschodniej stronie Odry obserwowałam przez ostatnich dwadzieścia lat z coraz większym zainteresowaniem jakie zmiany zachodzą w polskim społeczeństwie.
Po latach wstydu i kompleksów nastąpił wreszcie czas radości z pozytywnych objawów polskiego “przewrotu”, widząc jak mój kraj się rozwija i w jakim kierunku idzie artykułowałam z coraz większą śmiałością: jestem Polką.
Jechałam do Polski, do pracy, do rodziny, do przyjaciół i mówiłam sobie: może to znowu będzie kiedyś mój dom.
Te wielogodzinne dyskusje z ludźmi najróżniejszych poglądów i przekonań – intensywne, emocjonalne, ale bez nienawiści, w poszanowaniu inności każdego, nierzadko przyprawione humorem, często sowicie zakropione, napawały mnie nadzieją i optymizmem, że Polska przekształci się w tolerancyjne otwarte, europejskie społeczeństwo.
Aż na pierwszy rząd polskiej polityki wysunęli się bracia Kaczyńscy i zaczęli zdobywać coraz większą popularność. I znowu mali zakompleksieni, opętani władzą ludzie zaczęli sterować sfrustrowaną masą wiercąc paluchem w niezagojonej ranie: kompleksie ofiary.
I nagle nie ważne stały się fakty, przyszłość, lecz mity i nieustanne odwoływanie do przeszłości. (Mimo, że Jarosław Kaczyński nie zna żadnego obcego języka, śmiem twierdzić, że post-truth-politics jest jego wynalazkiem.) Jarosław Kaczyński ogłosił się samozwańczo wyzwolicielem narodu i wezwał do wstania z kolan. W tym momencie wydawało mi się, że ktoś zmajstrował maszynę do podróży w czasie i przeniósł mnie 80 lat wstecz, w lata trzydzieste XX wieku, kiedy to inny mały zakompleksiony człowiek podobną demagogią uwiódł sfrustrowanych niemieckich drobnych mieszczan i popchnął do straszliwych czynów. Tym razem jednak to nie swastyka stanęła na czele pochodu, ale chrześcijański krzyż. To sprytne – ten znak jest o tyle trudny do podważenia, co łatwy do zmanipulowania i przynajmniej wśród bezrefleksyjnych katolików gwarantuje nietykalność. Za tym krzyżem może się bezpiecznie schować wszelka nienawiść, łącznie z pozdrowieniem hitlerowskim, ONRem, i paleniem kukły Żyda.
Moja przyjaciółka, scenografka, artystka, designerka, od 36 lat mieszkająca w Niemczech wróciła kilka dni temu z Polski, niemalże opluta w hotelowej windzie przez jakiegoś mężczyznę, ponieważ trzymała w ręku “Wyborczą”. W podkrakowskiej wsi usłyszała, że “tego” się tutaj nie sprzedaje. A od dawna zaprzyjaźniona osoba wypowiedziała jej znajomość, bo ośmieliła się krytykować obecną sytuację….
To nie są jednostkowe odchylenia od normy – to w tej chwili codzienna rzeczywistość w Polsce.
Stawiając na podział społeczeństwa, partia PiS, na czele której stoi Jarosław Kaczyński, zaprzepaściła w ciągu dwóch lat poprzednich rządów i jednego roku obecnych, cały dorobek Solidarności. Podzieliła Polaków na lepszy i gorszy sort. Na Katolików i odmieńców. Na naszych i waszych.
Czy po to walczyła Solidarność? Czy po to zginęło kilkadziesiąt jej działaczy?
Wracając do mojej podróży wokół tożsamości narodowej: Mimo wszystko mam za co dziękować Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego ludziom. Paradoksalnie czuję się w tej chwili Polką jak nigdy dotąd. I to jest jego zasługa – to on, jego Partia i jego polityka oparta na mowie nienawiści uświadomiły mi jak ważne jest dla mnie być Polką.
Moje słowa dedykuję największym ikonom Solidarności, orędownikom otwartej wolnej Polski i europejskiej polityki: Władysławowi Bartoszewskiemu, Jackowi Kuroniowi, Tadeuszowi Mazowieckiemu oraz wszystkim tragicznie poległym w starciach z ZOMO i SB w czasie Stanu Wojennego.
Grażyna Kania w i z dyskusji z Beatą Prochowską
Ich bin Polin
Während des größten Teils meines Lebens war ich nicht in der Lage diese drei Worte auszusprechen, ohne dass es mir peinlich geworden wäre. Nationale Identität und Nationalstolz waren mir absolut fremd. Heute kann ich rückblickend sagen, dass ich mir die längste Zeit meines Lebens über die Bedeutung dieser Worte nicht im Klaren war: Ich bin Polin. Das heisst: Wer?
Meine Erlebnisse mit nationaler Identität begannen, als ich mein Land verlassen haben. Die geografische und kulturelle Distanz ermöglichte es mir, mich selbst und das Land, aus dem ich komme, aus völlig anderer Perspektive zu betrachten.
Zu erst waren da Scham und Komplexe – der Grund dafür war jedoch keineswegs die ökonomische Situation Polens während dieser Zeit. Nein. Hier ging es um etwas viel tiefgreifenderes. Es ging um die Weltsicht aus der Position des Opfers heraus. Diese Sicht wurde mir in den über zehn Jahren meiner Schulzeit eingetrichtert. In der Grundschule, dem Gymnasium, im Studium, zu Hause und auf der Straße. „Polen, das Opfer von Hitler und Stalinismus”, „Polen, das Opfer der Besatzung”, „Polen: Christus der Völker”. Erst als ich in Deutschland lebte, um genau zu sein im Berliner Bezirk Kreuzberg, wo ich eine, tolerante, offene und sehr differenzierte Gesellschaft kennenlernte – mit allen ihren guten und negativen Seiten – verstand ich, wie sehr ich nicht nur von polnischem Antisemitismus durchtränkt war, von Homophobie, Chauvinismus, Xenophobie, sondern auch von dem eigenen Gefühl, Opfer zu sein. Und das ist nicht etwa eine passive oder friedliche Haltung. Im Gegenteil: sie ist fordernd und angreifend, sie erlaubt einem im Namen von reellen und eingebildeten erlittenem Unrecht eine Aufteilung in Freunde und Feinde vorzunehmen, mit dem Finger auf andere zu zeigen und Entschuldigungen einzufordern, ob sie nun begründet sind oder nicht.
Ein Opfer muß selbst nichts unternehmen, analysieren und sich nicht ändern. Das Opfer lebt in seiner eigenen Welt und arbeitet Rachepläne aus. Jegliche Kritik an dieser Haltung wird von vornherein als unverschämter feindlicher Angriff gedeutet:
Punkt eins: Das Opfer hat immer recht.
Punkt zwei: Wenn das Opfer nicht recht hat – siehe Punkt eins.
Das ist kein Scherz.
Aus dieser Perspektive war das genauere Kennenlernen der deutschen Geschichte eine große Bereicherung für mich. Vor allem die Geschichte der Nachkriegszeit: Die Teilung Deutschlands, die 68er Bewegung, die Gründung der Partei der Grünen, die Geschichte der DDR und die Wiedervereinigung. Irgendwie imponierte mir die Wandlung Deutschlands auf der Ebene von Identität und gesellschaftlichen Bewusstsein – als Land der Täter!
Ich träumte von ähnlich gründlichen Änderungen auf der östlichen Seite der Oder und beobachtete in den letzten zwanzig Jahren mit immer größerem Interesse, welche Wandlungen die Polnische Gesellschaft gerade durchlaufen.
Nach Jahren der Scham und Komplexe kam endlich eine Zeit der Freude über die positiven Anzeichen einer polnischen „Wende”. Ich sah in welche Richtung sich mein Land entwickelte und sagte immer mutiger: Ich bin Polin.
Ich fuhr nach Polen, um zu arbeiten, die Familie und Freunde zu besuchen und sagte mir: Vielleicht wird das einmal wieder meine Heimat.
Diese mehrstündigen Diskussionen von Leuten völlig verschiedener Ansichten und Überzeugungen – intensiv, emotional, aber ohne Hass: Das Anerkennen des Anders-sein seines Gegenübers, nicht selten mit Humor gewürzt, oft reichhaltig begossen. Das alles hat mich mit Hoffnung und Optimismus erfüllt, dass Polen sich zu einer toleranten, offenen, europäischen Gesellschaft entwickelt.
Bis sich die Brüder Kaczynski in die vorderste Reihe der polnischen Politik gedrängt haben und zusehends populärer wurden. Und wieder begannen kleine komplexbeladene, machtbesessene Leute eine frustrierte Masse zu lenken, mit dem Finger in offenen Wunden zu bohren: Der Opferkomplex.
Und plötzlich waren Fakten und Zukunft nicht mehr wichtig, sondern Mythen und Vergangenheit. (Obwohl Jarosław Kaczyński keine Fremdsprachen beherrscht, wage ich es zu behaupten, dass post-truth-politics seine Erfindung ist.) Jarosław Kaczyński schwang sich zum Befreier der Nation auf und rief dazu auf, sich von den Knien zu erheben. In diesem Augenblick kam es mir so vor, als hätte mich jemand mit einer Zeitmaschine in die 80er Jahre zurück katapultiert, und weiter in die dreißiger des 20ten Jahrhunderts, als ein anderer kleiner komplexbeladener Mann mit ähnlicher Demagogie frustrierte deutsche Kleinbürger zu gräßlichen Taten aufstachelte.
Diesmal steht aber keine Swastika an der Spitze des Zuges, sondern ein Kreuz. Das ist schlau – dieses Zeichen ist so wenig zu erschüttern, wie es sich leicht zur Manipulation missbrauchen lässt. Und zumindest unter unreflektierten Katholiken garantiert Unberührbarkeit. Hinter diesem Kreuz lassen sich sämtliche Spielarten des Hasses verbergen, einschließlich Hitlergruß, faschistoider Organisationen wie ONR und des Verbrennens von Puppen, die Juden darstellen sollen.
Meine Freundin, Bühnenbildnerin, Künstlerin, Designerin, die seit 36 Jahren in Deutschland wohnt, ist vor einigen Tagen aus Polen zurückgekehrt. Im Aufzug eines Hotels ist sie von einem Mann beinahe angespuckt worden, weil sie die Zeitung „Wyborcza” in Händen hielt. In einem Dorf bei Krakau hörte sie, dass man „so was” hier nicht verkaufe. Und eine sehr alte Bekanntschaft hat ihr die Freundschaft aufgekündigt, weil sie es gewagt hatte, die gegenwärtige Situation zu kritisieren…
Das sind heute im polnischen Alltag keine vereinzelten Abweichungen von der Norm.
Auf die Teilung der Gesellschaft spekulierend hat die Partei PiS, an deren Spitze Jarosław Kaczyński steht, im Laufe von zwei Jahren ihrer vorherigen Regierung und einem Jahr der jetzigen, sämtliche Errungenschaften der Solidarność ruiniert. Hat die Solidarność dafür gekämpft? Sind dafür duzende ihrer Mitglieder gestorben?
Um auf meine Erfahrungen mit der nationalen Identität zurückzukommen: Trotz allem habe ich Jarosław Kaczyński und seinen Leuten zu danken. Paradoxerweise fühle ich mich jetzt mehr als Polin denn je. Das ist sein Verdienst – er, seine Partei und seine Politik, die sich auf die Sprache des Hasses gründet, hat mir bewusst gemacht, wie wichtig es für mich ist, Polin zu sein.
Ich widme diese Worte den wichtigsten Ikonen der Solidarność, den Befürwortern eines offenen und freien Polens und seiner europäischen Politik: Władysław Bartoszewski, Jacek Kuron, Tadeusz Mazowiecki und allen, die in den Auseinandersetzungen mit der bewaffneten Miliz und den Geheimdiensten während des Kriegszustands tragisch gestorben sind.
Grażyna Kania in und aus der Disskussion mit Beata Prochowska